Kaktusy powinny stać cały sezon na odkrytym balkonie!
Na moim balkonie są niekiedy takie wiatry, że potrafią zrzucić skrzynkę z pelargoniami (oczywiście na balkon, nie na ulicę z 2. piętra). Z tego powodu w skrzynkach udają się głównie najbardziej wytrzymałe pelargonie. W zeszłym roku dokupiłem dichondrę i jakoś rosła. Nie wytrzymują surfinie, fuksje czy inne balkonowe. Balkon półokrągły jest na skręcie wschodnio-południowym, ale słońce operuje w długie dni ze 4 godziny. Kiedy skręca na południe (w lecie gdzieś po 14.), zasłania je nowy budynek szpitala, który niedawno postawili po drugiej stronie ulicy i który ma 4 piętra (i bardzo nie pasuje architekturą z czarnego szkła do starych kamienic). Trochę przed zachodem słońce pokonuje tego czarnego kloca i znowu świeci na część balkonu. Kaktusy trzeba by przesuwać tak, jak przesuwałoby się słońce przez te 4 godziny. Wiar by je często przewracał, łamiąc to, co by było do złamania. Poza tym z powodu skrzynek z kwiatami ja już bym nie miał gdzie postawić nogi na tym balkonie.
Mam jeszcze w drugim pokoju malutki balkonik, niewiele większy niż loggia - na stronę wschodnią. Słońce tam zaczyna świecić niedługo po wschodzie, a kończy już po 9. rano. To też krótko.
Ja nie żałuję kaktusom świeżego powietrza. Przez całe lato mają otwarte górne części okien (podłużne w kamienicy), poza tym niekiedy przez ileś dni non stop są otwarte drzwi balkonowe. W dzień mają solidne ciepło, bo strych mi dość mocno nagrzewa mieszkanie.
Ideałem dla kaktusów byłby płaski dach i tam stanowisko w lecie.
Na zbiorówce wyżej oprócz jednego echinopsisa z białym kwiatem na planie pierwszym pozostałe rośliny to hybrydy echinopsisów i (te wyższe) trichocereusów.
Nie rozróżnię hybryd od klasycznych gatunków - ani po kwiatach, ani po korpusie. Domyślam się jedynie, że dzięki krzyżówkom kwiaty są bardziej kolorowe, pełniejsze, a może też większe.
Napiszę tak: myślę że będąc na Twoim miejscu zaczął bym przygodę z kaktusami i sukulentami od nowa.
Z racjonalnego punktu widzenia masz rację. Ale z emocjonalnego zadanie wydaje się bardzo trudne, o ile w ogóle wykonalne. Nigdy nie wyrzucam roślin, które żyją i puszczają nowe pędy. Nie mam sumienia. Pozbywać się wieloletnich egzemplarzy i kupować malutkie?... Ile będę miał lat, gdy doczekam się dużych?
Tymczasem przesadzony "klapnięty" zygokaktus nadal marnieje. Co gorsza, mam drugiego zygokaktusa, trochę inna odmiana, też mały, bo drugi rok z naszczepki - i widzę, że też listki stały się klapnięte! Przeniosłem oba do dużego pokoju, gdzie balkon otwarty codziennie godzinami. Nie mam już cierpliwości, a w końcu i czasu. Jeśli umrą - trudno!
Moje pozostałe kaktusy, które chorują na rozległe brązowe plamy, ogarniające od nasady ku górze coraz więcej kaktusa, ale też pojawiające się niezależnie wysoko na pędach - mają jednak co roku przyrosty, które cieszą. Niestety, co roku brązowe obszary też mają przyrosty. A nasada staje się coraz bardziej zniszczona ku środkowi (w głąb kaktusa), sucha.
[...] i uprawiając je wg. prawideł sztuki cieszył się hobby.
Jeżeli zapewniam im zimowanie na miarę warunków w tym mieszkaniu, robię podłoże zgodnie z przepisami (no, tylko piasek za drobny), podlewam lub nie podlewam przepisowo, pcham je w najlepiej oświetlone w mieszkaniu miejsca - to chyba jednak zbliżam się do prawideł sztuki. Co ja mogę więcej zdziałać, uwzględniając wiadome ograniczenia?
Co mogę zrobić, nie raniąc swoich emocji - to powiększyć nieco kolekcję, nie pozbywając się dotychczasowych kaktusów.